1990 rok. 03-18 sierpnia.. Przyjąłem propozycję Komandora Klubu YCM COLUMBUS w Świeciu, Pana Witolda Stempkowskiego przeprowadzenia jachtu S/Y WDA typu CARTER 30 z Burgas na Morzu Czarnym, gdzie zimował, do Dubrownika na Adriatyku. Do Burgas miałem przywieżć z klubu nowy silnik VOLVO PENTA MD2002, który miał być zamontowany w miejsce obecnego VOLVO PENTA MD2.

Na zdjęciu poniżej S/Y WDA na Bornholmie, przed rejsem do Kołobrzegu. To niewielki, ale dzielny jacht.

Montażu miał dokonać szkutnik jednego ze szczecińskich klubów. Zpłatą miał być stary silnik. Szkutnik miał przyjechać do Bydgoszczy z materiałami i narzdzędziami, a później pojechać z nami do Burgas. - Ale w określonym czasie nie przyjechał. Miałem tylko jego nazwisko, nr telefonu i adres. Dzwoniłem, ale nikt nie odbierał. Nie było jeszcze RODO - Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych i oczywiście telefonów komórkowych. Zadzwoniłem do informacji telefonicznej i poprosiłem o numery telefonów sąsiadów. Otrzymałem kilka - dzisiaj nic bym nie otrzymał.... Jeden z sąsiadów, z którym się połaczyłem znał tego szkutnika, wiedział że jest nad jeziorem i podał mi szczegółowe informację jak dojechać. Późnym wieczorem zajechaliśmy nad to jezioro koło Szczecina. Paliło się ognisko, ktoś grał na gitarze, wokół namioty. Spytałem o tego szkutnika. Był! Przepraszał, że nie przyjechał. Obiecał, żę nazajutrz wszystko wyjaśni, pomoże, ale jechać nie będzie, bo ma inne zobowiązania. Natępnego dnia w Szczecińskim klubie dał nam narzędzia i materiały, Bosman YCM COLUMBUS Roman Jaśkiewicz, z ktorym byłem, zapewnił, że to mu wystarczy i sam zamontować nowy silnik potrafi. Pojechaliśmy do Świecia po nowy silnik i solidnie zamocowaliśmy na przyczepie.
Teraz kurs na południe, a po drodze Kraków - miał z nami płynąć Stanisław Ż. - żeglarz, lekarz ginekolog z Krakowa, ale okazało się, że ma inne zobowiązania...
Na granicy Czeski celnik nie pozwalał nam dalej jechać gdyż nie mieliśmy karty TIR. - Nawet nie wiedzieliśmy o co chodzi. Celnik nam nic nie wyjaśniał tylko śmiał się z naszej niewiedzy. Wyjaśnili nam Polscy celnicy. Na miejscu wykupiliśmy kartę ubezpieczenia przewożonego towaru - silnika na przyczepie, to była właśnie karta TIR.
Do Burgas zajechaliśmy z całą paletą piwa. Dostał ją nasz doskonały kierowca Rysiu Zięba od Tureckiego kierowcy za wyjechanie z parkingu jego autem z dużą przyczpą. Okazło się, że Rysiu w modości pracował jako traktorzysta i cofał nawet z dwiema przyczepami...
W Burgas mieliśmy dużo pracy z wyjęciem starego silnika i zmontowaniem nowego. Szefem tej operacji był bosman Romuś, a my - dwóch Ryśków byliśmy do pomocy. - Daliśmy radę. Po dobrze wykonanej pracy zasłużyliśmy na dobrą kolację. Poniżej od lewej: Ryszard Zięba, Ryszrd Szczerban i Roman Jaśkiewicz.

Załogę mieli stanowić: Bosman klubu Columbus w Świeciu Roman Jaśkiewicz, Ksiądz Andrzej Jaskuła - Proboszcz z Sośna i ja Ryszard Szczerban jako kapitan.
Ksiądz Andrzej miał przyjechać pociągiem do Burgas kilka dni po nas z rzeczoznawcą z PRS. Po sprawdzeniu stanu jachtu i wydaniu stosownego dokumentu przez rzeczoznawcę, całą załogą odprowadziliśmy go na dworzec w Burgas. Podczas powrotu na jacht bosman zwrócił nam uwagę na 3 dziewczyny. Okazało się, że to studentki stomatologii ze Szczecina, które miały bilet na pociąg, ale nie na kuszetki, a ten pociąg miał tylko takie wagony. Studentki były bezdomne. My spaliśmy w klubie, a jacht był pusty. Zaproponowałem im nocleg w jachcie. Przyjęły z radością.
W kolejnych dwóch dniach zaopatrzyliśmy jacht w paliwo, wodę, żywność, środki czystości itp. Przygotowałem do rejsu stosowne mapy, locje, spisy świateł, kompas i namiernik. GPS jeszcze nie miałem i byliśmy gotowi do rejsu długą trasą. Przede nami było: Morze Czarne, Cieśnina Bosfor, Istanbuł, Canakkale na Morzu Marmara, Cieśnina Dardanele, Morze Egejskie, Pireus, Kanał Koryncki, Ztoka Koryncka i Patras, Morze Jońskie, Morze Adriatyckie. Ponad 1000 Mm
Studentki zdecydowały, że chcą płynąć z nami i wpłacić stosowną kwotę na wspólne wyżywienie. W ten sposób załoga zwiększyła sie do 6. osób.

Rejs zaczął sie 3 sierpnia 1990 r. chrztem morskim neofitów. Bosman grał rolę diabła. Ja króla mórz i oceanów... Ksiądz proboszcz był w trudnej sytuacji. Klikaj w zdjęcia, powiększ!


S/Y WDA to szybki jacht. - Dni mijały szybko, wachty się zmieniały i życie na morzu miało normalny rytm.


Z Dardaneli na morze Egejskie wpłynęliśmy wieczorem w piątek i Ksiądz Andrzej wtedy odprawił mszę. Nieco wiało i morze było wzburzone. Odprawił ją również w niedzielę na falochronie w Pireusie. Mieliśmy dużą grupę asystujących żeglarzy z jachtów całego Świata... Po kilku dniach na morzu, "zaliczeniu" Aten wpłynęliśmy w Kanał Koryncki. Na moment zatrzymaliśmy sie w środku kanału, aby dotkąć brzegu - taką mieliśmy potrzebę...


Po wyjściu z Kanału Korynckiego i przepłynięciu wielu mil zacumowaliśmy w Patras. Ksiądz Andrzej poszedł do Kościoła swojego patrona Świętego Andrzeja, a Ja z bosmanem poszedłem z kanistrami na duży parking TIRów, które przypływają promami z Triestu. Długo nie musieliśmy prosić, aby z dużego zbiornika paliwa jednego z Tirow ściągnąć 40 litrów oleju napędowego. - W podziękowaniu daliśmy proporczyk klubu Columbus w Świeciu...
W tym czasie nasze załogantki zdecydowały się wrócić jednym z TIRów do Aten. Rozliczyłem się z kasy jachtowej z nimi. Dobrze było, ale dla tych młodych studentek mogło już być zbyt długo na morzu, bez dyskotek, kawiarni i towarzystawa rówieśnkików. Rozstaliśmy w zgodzie i zrozumieniu.
Po przepłynięciu Morze Jońskiego i ominięciu dużym łukiem zaminowanej wtedy Albanii dopłynęliśmy do Dubrownika.
Tu miała przyjechać nowa załoga, ale nie przyjechała... Spotkaliśmy młodą parę żeglarzy, amerykanów polskiego pochodzenia. Zaprosili nas na swój luksusowy jacht i pomogli w zakupie 2 biletów na autobus do Zadaru. - Ksiądz Andrzej i ja mieliśmy bilety na pociąg z Zadaru do Polski. Bosman został w oczekiwaniu na nową załogę.
I tak szczęśliwie, bez awarii i wypadków doprowadziłem S/Y WDA do Dubrownikana Adriatyku w dniu 18 sierpnia 1990 r..



Długo w Dubrowniku nie był, gdyż niebawem zaczęła sie wojna na bałkanach i w kolejnym roku 1991 przeprowadziłem S/Y WDA z Rysiem Ziębą i Jakiem Grabowskim w pieknym długim rejsie przez Pesaro, Rimini, Rovinii, Wencję, Triest, Monfalcone aż do Mariny Garibaldi na północy Adriatyku... Ale to już inna historia...
P.S.
Po jakimś czasie studentki skontaktowały sią z Księdzem Andrzejem i umówiły na spotkanie. Byłem zaproszony, ale w tym czasie miałem konferencję w Warszawie i nie mogłem uczestniczyć. Zdjecia, które zamieściłem dostałem od Księdza Andrzeja, a On podejrzewam od studentek... Nie wiem jak wróciły z Aten do Polski.. Może się jeszcze kiedyś, gdzieś spotkamy?